wtorek, 15 lutego 2011

Banalizacja życia


W ostatnich latach wielkim "foo pa" jest publiczne mówienie i pisanie o swoich uczuciach. Co najmniej z podejrzliwością patrzymy na ludzi, którzy mówią otwarcie o swoich stanach wewnętrznych. Dokładnie tak samo reagujemy na profile na portalach randkowych (tak, ostatnio jest to moje źródło inspiracji), forach oraz portalach społecznościowych. Uwaga ta nie tyczy się do wszystkich ludzi żyjących w Polsce (nie wiem, jak to wygląda w innych kulturach).




Podchodzimy z wielkim dystansem do ludzi, którzy nam się uzewnętrzniają. Często nawet z niechęcią słuchamy o rozterkach naszych przyjaciół. Dlaczego? Przecież w minionych wiekach poeci (poetki) ogłaszali  (ogłaszały)  całemu światu swoje uczucia do ukochanych osób. Ich wyznania przetrwały do dzisiaj i czytamy je z własnej przyjemności lub pod przymusem (na studiach lub w szkołach). Zastanawiam się, dlaczego dzisiaj nasze rozmowy ograniczają się do banalnych rozmów o pogodzie, zakupach, informacjach z gazet (broń losie jakichś poważnych), czy zabawnych sytuacjach dnia codziennego. Na zadawane przez kogokolwiek pytanie: Co słychać? bez względu na wszystko odpowiadamy Wszystko w porządku.

Czy banalizacja życia (mi osobiście kojarząca się z amerykańskimi filmami) opanowała już na stałe kontakty międzyludzkie? Czy nawet przed najbliższą osobą musimy czuć dystans? Może miejscem na opisywanie uczuć stał się ostatnio Internet?

Osoby chcące wyrzucić z siebie wewnętrzne emocje pojawiają się na forach, blogach, portalach społecznościowych, czy randkowych. Może to właśnie sieć jest miejscem, gdzie ukrywając się pod anonimowym profilem dyskutujemy o rzeczach niebanalnych? Weźmy to pod rozwagę przeglądając z zażenowaniem tego typu profile, wpisy na forach etc. I postarajmy się zrozumieć te osoby (choć osobiście jestem sceptycznie do takich wyznań nastawiony i osobiście ich nie praktykuję). Może nie mają tyle szczęścia, żeby móc powierzyć swoje troski / radości osobie z krwi i kości.

5 komentarzy:

  1. nistety true... ale ja akurat mam to szczescie nie-odczuwania dystasnu przed najblizszymi i vice versa. nawet gdy ktos z nas widzi ze druga osoba ma jakis problem to sami wychodzimy z propozycja wysluchania

    OdpowiedzUsuń
  2. cóż, ale niestety tendencja ogólna nie wygląda tak optymistycznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się,że może mieć to związek z anonimowością. Powiedzmy, że jesteś w związku z X. Masz podejrzenia, że X Cię zdradza. On nie chce o tym rozmawiać a za samo poruszenie tematu obraża się. Jeśli masz choć jednego przyjaciela na "śmierć i życie" OK, lecisz do niego. Jeśli to X jest jednocześnie najbliższą osobą a reszta przyjaciół patrzy na was jak na idealną parę jesteś w kropce. Opowiadając o swoich być może błędnych podejrzeniach możesz zepsuć X opinie, narazić go na plotki. Wtedy wchodzi net ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepiej jest otwierać się na wszystkich i wszędzie! Ot co! :-P Ja tak robię i nikt nie musi się domyślać jaki jestem i co myślę, znacznie mniej problemów :-) Po co sobie utrudniać życie (zasada brzytwy Okhama).

    Aha! I przepraszam, ale jako 'romanista' muszę zwrócić uwagę, że użyte w owym poście wyrażenie piszę się tak: "faux pas".

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. oczywiście błąd ten był zastosowany celowo ;) zaznaczyłem to zresztą cudzysłowem. ale dobrze, że jesteś czujny ;)

    OdpowiedzUsuń