czwartek, 2 czerwca 2011

Fatalne zauroczenie

"Fatalne zauroczenie" kojarzy nam się z nieszczęśliwą lub niespełnioną miłością czy źle ulokowanymi uczuciami. Jeżeli "fatalne zauroczenie" dopada nas, bądź osoby nam bliskie czujemy smutek, żal, solidaryzujemy się z "ofiarą" nie szczędząc soczystych inwektyw "winnemu" odrzucającemu zaloty.
Oczywiście "fatalne zauroczenie" może mieć różne wymiary i objawy. Chciałbym jednak spojrzeć na problem z perspektywy tego "złego", wywołującego te okropne uczucia, ponieważ może się okazać, że taka osoba również nie ma lekko (a może gorzej).

Kilka miesięcy temu zakończył się najpoważniejszy do tej pory związek w życiu. Mimo dość młodego jeszcze wieku staż można było liczyć w latach, więc całkiem nieźle. Różnica charakterów spowodowała, że niestety nie byliśmy w stanie z moim wówczas chłopakiem dłużej ze sobą być. Relacja ta była destrukcyjna dla obu stron, więc po wielu perturbacjach w końcu rozstaliśmy się definitywnie. Oczywiście według mojego ex winny wszystkiemu byłem ja, choć on podjął ostateczną decyzję, ale to nieważne.

Przechodząc do tematu. Mój były chłopak co jakiś czas (co tydzień, co dwa) wynajduje jakiś nowy problem. A to, że musimy pozabierać ze swoich mieszkań swoje rzeczy... A to, że dowiedział się, że go zdradzałem (bzdura!). A to, a tamto. Dodatkowo ostatnio wyznał mi, że mnie "nadal kocha, ale nie będzie o mnie walczył bo mnie nienawidzi jako człowieka". Ten cytat jest moim zdaniem kwintesencją fatalnego zauroczenia!

Rozumiem. Można nie pogodzić się z rozstaniem. Można cierpieć (ja też cierpiałem, a może nawet nadal cierpię)! Jednak na Boga! Miejmy godność! Nie wyobrażam sobie wydzwaniać do swojego byłego, robić mu wyrzuty i obnosić się ze swoimi żalami. Wolę zacisnąć zęby i poczekać aż miłość minie, a jeżeli nie minie trudno (wtedy pozostaje jedynie masochistyczne czekanie na śmierć ;).

Moi drodzy, po rozstaniu starajmy się żyć patrząc w przyszłość. Jeżeli wiemy, że nieudanego związku nie da się uratować zostawmy to! Nie utrudniajmy komuś i sobie życia! Jeżeli już musimy cierpieć, to róbmy to z godnością! 

Pozdrowienia dla "katów" i "ofiar" "fatalnego zauroczenia". Bądźcie dzielni! ;)

5 komentarzy:

  1. A jaką masz radę dla kogoś, kto w ogóle zapomniał jak to jest wzmagać i radować się, będąc w związku?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest jeszcze jeden aspekt. Taka relacja, w której były ciągle stara się namieszać może być szczególnie trudna dla osoby trzeciej, która z Tobą lub nim będzie chciała coś budować. Może wywołać obawy, wątplwości czy na pewno wszystko macie w życiu pozamykane. Też warto wziąć to pod uwagę jako argument by nie patrzeć wstecz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Olivierze,
    zapomniał będąc w rutynowym związku czy zapomniał bo dawno w tak owym nie był i nie jest?

    OdpowiedzUsuń
  4. Przypomniała mi się książka Anny Bojarskiej, bazująca na historii Oscara Wilde'a i Bosiego - "Biedny Oskar, czyli dwa razy o miłości".

    Może to wredne i niskie, ale każdy lubi mieć poczucie, że jest w pewien sposób niezastąpiony, zostawia po sobie miejsce, którego nikt inny nie jest w stanie wypełnić - chyba o to w tym wszystkim chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem jak to się mówi miśkiem. Miałem bardzo niską ocenę swojego wyglądu. Zbudowałem sobie skorupę, aby nie dać się nikomu zranić. Byłem przekonany, że zależy mi tylko na luźnym układzie, sexie. I wtedy On zainteresował się moim profilem na portalu. Dla mnie był super przystojny, wręcz piękny. Nie mogłem się nadziwić czemu mną się zainteresował. Zanim się spotkaliśmy (mieszkał w innym mieście) wysyłał smsy, maile. W końcu się spotkaliśmy, poszliśmy na pizzę. Super się rozmawiało. Jak się rozstaliśmy przysłać smsa, że jestem uroczy. Urosłem do gwiazd. Spotkaliśmy się następnego dnia. Przytulaliśmy się przez pół wieczoru. Później każdy z nas wziął prysznic. On się dziwił, że mi poszło tak szybko. Cóż wtedy nie wiedziałem o lewatywie :-). Jak wyszedłem on założył gumę, kilka sekund całował mnie w ucho i wszedł we mnie. Wtedy jeszcze nie sądziłem iż lubię być pasywnym. Miałem nadzieję, że szybko skończy. I na szczęście skończył. Mimo to ja byłem zachwycony, taki gość chciał ze mną się kochać. Moimi potrzebami się nie zainteresowałem. Niemniej prawda jest taka, że byłem nim tak zauroczony, że pierwszy raz w życiu nie miałem wzwodu, a nawet przez 2 tygodnie później miałem z tym problem. Spędziliśmy noc razem, ja nie zasnąłem nawet na minutę. Podobnie cały następny dzień i wieczór. I wiedziałem, że się w nim zabujałem na maksa. Napisałem mu maila, że zrywam inne znajomości i stawiam tylko na niego. On na wiadomość w ogóle nie odpowiedział. Cierpiałem cały weekend. Spotkaliśmy się w kolejnym tygodniu. Tym razem pierwszy raz zrobiłem sobie lewatywę. Znowu szybki seks, on się spuścił. Mną nie zainteresował i szybko zasnął. Następnego dnia wysłałem kolejnego maila, który po 2 dniach spotkał się ze zdawkową odpowiedzią.
    W piątek dotarł do mnie stres w pracy z całego tygodnia. Napisałem do niego, że chciałbym pogadać z nim na Skype. Nie zareagował, mimo iż widziałem, że na portalu gejowskim logował się każdego dnia. Wpadłem więc w doła. Zacząłem jednak rozumieć, że facet jest toksyczny, za nic ma uczucia drugiej osoby. W końcu uznałem iż to nie ma racji bytu. Wysłałem mu kolejnego maila, w zasadzie pożegnalnego.
    On dzień później odpisuje, żebym się nie wygłupiał i nie pisał pożegnalnych maili, jeśli nie chcę się pożegnać. A poza tym przez cały weekend nie zaglądał na maila i nie mógł odpowiedź. Ale na portal jakoś każdego dnia zaglądał... No i zapomniał, że dzwoniłem do niego, on nie odebrał, ani nie oddzwonił....
    Następnego dnia zadzwoniłem do niego, bo miałem być w jego mieście. Nie odebrał. Wysłałem smsa czy się spotkamy. po kilku godzinach odpisał, że nie da rady. A na kolejnego maila i smsa już nie odpowiedział.
    Na marginesie zaczynam mieć wrażenie, że to gejowska specjalność. Zamiast jak facet z jajami powiedzieć, że coś nie odpowiada, nie chce się spotykać, spotyka się z kimś innym, to po prostu nie odpowiada na telefony, maile, smsy. Dziecinne zachowanie. Co ciekawe występuje ono u osób, które wcześniej żaliły się w jakich to związkach byli, jak zostali porzuceni, jak cierpieli. A później innych tak samo traktowali.
    Podsumowując to chyba esencja toksycznego związku. Prawie od początku ustawiłem się w niepartnerskiej pozycji, on traktował mnie przedmiotowo i się ze mną nie liczył. Ja to widziałem rozumem, ale serce to ignorowało...

    OdpowiedzUsuń