Poznajemy chłopaka. Odpowiada nam jego charakter, wygląd, podzielamy (lub akceptujemy) jego zainteresowania. Decydujemy się na związek. Mija miesiąc, mija drugi i wszystko jest OK. Po jakimś czasie zaczynają się kłótnie i drobne spięcia.
Wspominając swój ostatni (nieudany) związek doszedłem do wniosku, co tak naprawdę wpłynęło jako pierwsze na pogorszenie relacji... Mój chłopak (teraz były) wymagał cały czas ode mnie zmian. Zaślepiony uczuciem starałem się ślepo zmieniać swoje stare nawyki, lecz w końcu bańka pękła. Zdaję sobie sprawę, że związek wymaga kompromisów, jednak nie zawsze powinniśmy się zgadzać na wszelkie postulaty naszych partnerów.
Nigdy specjalnie nie zabiegałem o uwagę. Wszelkie związki, w których byłem wynikły raczej ze starań moich byłych. Nie piszę tego żeby się przechwalać. Zmierzam do tego, że wiedzieli jaką jestem osobą, jakie mam nawyki, pogląd na świat, etc. Tak jak napisałem na wstępie początki zazwyczaj bywają idealne. Obie strony starają się (o ile im zależy) by ukrywać wady, eksponować zalety. Obie strony także są dla siebie bardziej wyrozumiałe. Przymykamy oko na rzeczy, które do tej pory nie zawsze nam się podobały u innych.
Wyrażając chęć stworzenia z kimś relacji mniej więcej wiemy z kim mamy do czynienia, znamy go (choć oczywiście drugą osobę poznajemy przez całe życie). Najgorsze według mnie zaczyna się wtedy, kiedy zaczynamy sobie stawiać warunki. Chłopak, którego kochałem wymagał ode mnie żebym rzucił palenie, zmienił swoje nawyki żywieniowe, etc. Najgorzej jednak było, kiedy wymagał zerwania kontaktów z przyjaciółmi, których znałem od lat. Mamy do czynienia wówczas z miłością warunkową.
Możemy mówić, że papierosy są niezdrowe, jedzenie nie jest takie ważne, a przyjaciele są "niefajni". Możemy usłyszeć, że wszelkie stawiane nam wymogi są formułowane dla naszego dobra. Tylko dlaczego mamy zmieniać coś, co dana osoba wiążąc się z nami zaakceptowała i doskonale zdawała sobie sprawę, że prowadzimy takie, a nie inne życie. Ja rozumiem, że można wymagać prawdomówności, wierności, ale nie rozumiem dlaczego nagle ktoś chce zmieniać rzeczy, które do tej pory mu nie przeszkadzały.
Pamiętajmy, żeby w związku nie zatracać siebie, swoich nawyków, nie olewać swoich przyjaciół. Niestety często bywa tak, że miłość odchodzi i zostajemy z pewnym życiowym dyskomfortem sami. Wtedy pozostaną nam przyjaciele, papierosy i złe nawyki żywieniowe ;). Warto na początku postawić sprawy jasno i powiedzieć: "jestem taki, a taki, mam takie i takie nawyki i wątpię żeby w tych kwestiach coś się zmieniło". Jeżeli ktoś tego nie zaakceptuje, to nie ma sensu robić niczego na siłę.
Warunkowa 'miłość' polega raczej na orzeczeniu - będę z Tobą, dopóki będę mógł robić co zechcę, niezależnie od Twoich potrzeb i próśb, a jak się nie podoba, to adios.
OdpowiedzUsuńI właśnie w ten sposób spędzisz życie, skacząc z jednego nieudanego związku w drugi, bo nie zamierzasz się choć trochę nagiąć na potrzeby partnera. I co Tobie przyjdzie z tego, że zawzięcie ani okruszka w sobie nie zmienisz i wybierzesz papierosy oraz niezdrowe żarcie wraz z 'niefajnymi' znajomymi, skoro przez to nigdy z nikim nie będziesz w wieloletnim związku? Chyba, że trafisz kogoś równie obojętnego i zimnego, ale to już nie będzie uczucie tylko układ. Bo jak się kogoś prawdziwie kocha to zrobi się dla niego wszystko, zupełnie wszystko, a nie tylko rzuci głupie palenie. Zastanów się, co jest dla Ciebie ważniejsze, zauważ priorytety. Wybrałeś papierosy i żarcie zamiast wybrać kogoś, kto Ciebie pokochał.
Byłem kiedyś z takim chłopakiem jak Ty, uważającym swoje racje za jedyne słuszne, nie chciał dla mnie nawet z najmniejszej rzeczy zrezygnować, tak dla zasady, nie czuł też potrzeby mówienia 'kocham', nie zrezygnował dla mnie ze spotkań ze swoim ex, a ciągle to ja musiałem o niego zabiegać, bo kochałem go jak głupi, moja pierwsza miłość, a on narcystycznie kochał tylko siebie.
Ostatecznie kopnąłem go w dupsko i teraz od 8 lat jestem szczęśliwy z kimś innym w miłości dwustronnej i kompromisowej, a wiem też, że mój ex zdążył być przez ten czas w licznych związkach, nie trwających dłużej niż kilka miesięcy, a czasami nawet błagał mnie o drugą szansę. Ale sam dokonał takiego wyboru. Mógł 8 lat temu wybrać mnie, rezygnując z zaledwie kilku drobiazgów na rzecz ogromnej mojej do niego miłości. Mógł okazać swoją miłość ważnymi słowami ('kocham') lub ważnymi czynami ('kompromis').
Bo prawdziwa MIŁOŚĆ to właśnie umiejętność pójścia na KOMPROMIS.
Pozdrawiam,
andrzej
Przykro mi, ale w ogóle się z Tobą nie zgodzę. Nie chodzi o to, czy papierosy są zdrowe, czy nie. Po prostu nie uważam, że stawianie takich warunków jest fair. Skoro ktoś wiedział, jaki jestem i to w pełni akceptował i podkreślał, iż to akceptuje, to skąd ta nagła chęć zmiany?
OdpowiedzUsuńPoza tym, zbyt serio zrozumiałeś mój wpis... Papierosy, złe nawyki żywieniowe (wcale nie oznaczające niezdrowego żarcia) oraz przyjaciele to tylko pewna figura, która ma wskazać o co mi chodzi. Może te rzeczy są prozaiczne... ale na takich przykładach czasami najlepiej wyjaśnić pewne kwestie.
Równie dobrze moglibyśmy wybrać sobie po wyglądzie chłopaka i starać się modelować jego charakter, jak modelinę. Ma to sens? Nie ma. Nie chodzi mi zatem o kompromisy, a o pewną hipokryzję. Polega ona na tym, że jak ktoś poczuje przewagę w związku, to stara się zmieniać rzeczy, na które do tej pory przymykał oko. Moim zdaniem to nie jest miłość, a egoizm polegający na stwarzaniu partnera, który będzie najlepszy "dla mnie".
Również pozdrawiam :)
Jeśli nagle mu się przypomniało, że masz wady, które wcześniej rzekomo zaakceptował, to nie kochał. To raczej egoizm niż 'miłość' warunkowa.
OdpowiedzUsuńodniosę się do sprawy papierochów. Nie mam prawa oczekiwać że moja połówka rzuci palenie, ale głęboko wierzę, że zrobi to dla mnie.
OdpowiedzUsuńa podsumowanie dam stare jak świat:
nigdy nie proszę o Miłość/przyjaźń/kumpelstwo.
Miłości warunkowej nie ma. Po prostu jest Miłośc albo jej nie ma.
"Początek miłości to czas udawania, że wszystko, co ludzkie, jest nam obce", jak śpiewała bodajże Nosowska.
OdpowiedzUsuńPotem jednak ten człowiek, którym naprawdę jesteśmy, z nas wyłazi...
Czasem takie marudzenie jest podświadomym dążeniem do rozpadu związku, bo partner się znudził, a nie ma się odwagi, by wprost to powiedzieć-mój znajomy miał taką sytuację.
Świat ludzi w ogóle jest dziwny.
Z jednej strony na Zachodzie mnóstwo świeżych małżeństw rozpada się przez np. nieopuszczanie klapy od sedesu, z drugiej ludzie Wschodu deklarują, że ich kojarzone małżeństwa są dużo szczęśliwsze, bo dostają współmałżonka z całym dobrodziejstwem inwentarza i przez życie się do siebie dopasowują...
A instrukcji obsługi do tego wszystkiego wciąż brak.